Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

30.01.2011 18:10

Zimowa wyprawa po wymarzonego SVałka

Rozsądek? Tego dnia chyba jego tylko nam zabrakło... :)

Sobota, 15.01.2011 - noc. Nie mogę zasnąć. Mijają kolejne godziny, a ja analizuję wszystkie rozwiązania, możlwości, ewentualności. Niby nic takiego - kolejna wycieczka, tym razem nieco dłuższa i z większymi oczekiwaniami. Norma. A jednak wewnętrzny niepokój pozwala mi odpłynąć dopiero ok. 2.30...

Niedziela, 16.01.2011 - 7:00. SMS od JZM (Jedyny Znany Motocyklista - przyp. M) - "Ja już jestem gotowy :)". WTF? - myślę, powoli uświadamiając sobie gdzie jestem i o co chodzi - no tak, skończył nockę... "Do zobaczenia o 10!" - odpisuję i odpływam na kolejne dwie godziny.

- No i to by było na tyle jeśli chodzi o zaklinanie warunków pogodowych - z wyraźnym wyrzutem (do być może istniejących gdzieś istot pozaziemnskich, które mają na cokolwiek wpływ) podsumowuję sytuację za oknem. Szaro, buro, mrzy... Temperatura nieco powyżej zera. Fuck! Nic to jednak - planów nie zmieniam. Po porannej toalecie wsiadam w swoją ukochaną Pumkę i jadę po JZM-a.

- Nie ma sensu brać pełnych ciuchów, bo na pewno nie wrócę Ci na kołach - powiedział na głos fakt, który chciałam wyprzeć ze świadomości, JZM. - Biorę tekstyle do przejeżdżki, nie ma co ryzykować - zakończył, wrzucając do bagażnika podstawową wyprawkę.

Ruszamy.

Trasa Kraków-Lublin - nic specjalnego. Kilka zatrzymań w celu wypłaty kasy i zaspokojenia kobiecych potrzeb ;) Jak to w niedzielę - drogi w miarę puste. Pumka spisywała się jak zwykle dobrze. Czas dotarcia - godzinę przed planowanym :D

Lublin - 15:00 - garaż właściciela.

Nie musieliśmy długo szukać właściwego miejsca. Z jednego z otwarych garaży dobiegło nas bowiem baaardzo sympatyczne i rasowe śpiewanie. - Miał go nie odpalać - z urazą rzuciłam do JZM-a, czując, że poziom podejrzliwości skacze mi o 50%. - No nic, zobaczmy to cudo...

Oględziny.

Dobrze mieć takiego JZM-a. Naprawdę! Życzę wszystkim poszukującym posiadania takiego "starszego brata", który bez zbędnych słów, od razu zabiera się do rzeczy (czytaj - oględzin moto :>), ku przerażeniu właściciela :P Sprawdził i oderwał chyba wszystko, co się da. Dzięki temu szybko okazało się, dlaczego SVałek był na chodzie. IMO właściciel przeraził się, że moto nie odpala, szybko zakupił nowy aku i postanowił go naładować. A tu proszę - w schowku pod siedzeniem pasażera JZM znalazł jakieś ustrojstwo, które cały czas pobierało prąd, a o którym wlaściciel zapomniał :)

Powiem tak - właśnie takiego egzemplarza szukałam! Krótka charakterystyka: pierwszy właściciel, moto zakupione w polskim salonie, rocznik 2005 (po liftingu, wtrysk), książka serwisowa prowadzona perfekcyjnie (wszystkie naprawy itd. wpisane), moto serwisowane tylko w jednym miejscu, paragony na zakupione i wymienione rzeczy, kolektor i inne elementy wypucowane na błysk (nawet JZM, który dba o swoją SV-kę musiał przyznać, że bardziej będzie się starał :P). Moto wykorzystywane turystycznie (stąd duży przebieg - 64 000 km, zwiedziło naprawdę spory kawał Europy!). Z tego co zrozumieliśmy - właściciel nigdy nie przekroczył 160 km/h :P, kręcił raczej tylko do 6000 (JZM z nieskrywaną złośliwością zasugerował konieczne "przegonienie" egzemplarza). W chwyli oględzin egzemplarz przygotowany był do zimowania.

Dodatki? O tak! :) Przede wszystkim pięknie brzmiący tłumik Yoshimura, crash pady, podgrzewane manetki, stelaże boczne i centralny. Oprócz tego prawie nowe opony, klocki hamulcowe, napęd, aku :P. Jedyna wada to uszkodzony czujnik poziomu oleju (cały czas miga).

Po odbytej przez JZM-a jeździe próbnej i krótkiej wymianie zdań - byłam już pewna na 100% - to moja okazja, to mój nowy nabytek! :D

Godzina - 16.00 - zaczyna się JAZDAAA :P

Po krótkiej negocjacji (przyznaję, nie miałam serca za bardzo się targować...) SVałek był już mój! Pozostały jeszcze do załatwienia dwie rzeczy: podpisanie umowy i decyzja o dalszym losie moto. Niestety właściciel zapomniał dowodu rejestracyjnego w oddalonej o 40 km mieścinie - tak czy siak, trzeba było się tam pofatygować, to jasne, ale co z moto???

Rzut oka na twarz JZM-a i wiedziałam, że przystojna (a niech ma :P) główka coś analizuje... - Chyba nie chcesz nim jechać? - zapytałam nieudanie skrywając nadzieję w głosie. - No właśnie się zastanawiam... - odparł patrząc na mnie niewidzącym wzrokiem ;) - Sprawdziłem pogodę. Jak będę dojeżdżał do Kraka, temperatura spadnie już poniżej zera. Nie mam skóry, wysokich butów, opony są niedopompowane. To ryzykowne - zakończył. - Tak, tak - to bardzo ryzykowne i szalone - odpowiedziałam, patrząc na czubki swoich butów. - Możemy go tu przezimować, nie ma problemu - stwierdził właściciel - Ale ja bym na Twoim miejscu pojechał. W końcu masz podgrzewane manetki! Nie takie trasy robiłem i w podobną pogodę.

Oj - wiedziałam, że to już o jedno zdanie za dużo dla JZM-a. On lubi takie akcje... Oddalił się, jeszcze raz wszystko przemyślał... Szeroki uśmiech na zbliżającym się do nas obliczu poinformował nas o jego decyzji. Szalony! Wyposażony w dodatkowe odzienie ochronne pożyczone od właściciela (jakiś wypasiony kondomik + ochraniacze na buty i rękawice) ruszył w drogę żegnany tęsknym spojrzeniem przez nowego i starego posiadacza...

"O kurwa!" x 3

Pędzę Pumką za KIĄ jak głupia. Ciemno jak w dupie, wąskie drogi, no ale po prostu nie mogłam jej zgubić. Szaleństwo, ale serce się śmieje! 20 km za Lublinem zapala się rezerwa. - Spoko - myślę - przecież mam 50 km zapasu. Dojeżdżamy do domku gdzieś na końcu świata. Ostatecznie dobijamy targu (oczywiście zapomniałam zabrać karty pojazdu i książki gwarancyjnej - ehhh, widocznie Murki już tak mają :]). - Gdzie tu jest najbliższa stacja? - pytam na odchodne - Za 20 km powinno coś być - rzuca Radek-właściciel (myślę, że fajny gość - być może jeszcze się kiedyś spotkamy).

Ruszam w drogę powrotną. Pomarańczowa kontrolka coraz bardziej wali mnie po oczach i wyobraźni. - Gdzie ta stacja? - rozglądam się coraz bardziej podenerwowana. Po ok. 20 km JEST! Wjeżdżam na plac z trzeba dystrybutorami, gwałtownie zatrzymując się przed stojącym zakazem wjazdu. - Co jest? - wychodzę z auta, udając się do okienka. ZAMKNIĘTE! Stacja otwarta do 18:00. Jest 17:55 i nie ma już tu żywego ducha. - O kurwa! - rzucam pierwszy raz tego dnia, rozglądając się za pomocą. Przechodzący nieopodal chłopak informuje mnie, że następna stacja będzie za 7 km.

Wsiadam do Pumki. Mam złe przeczucia. JZM nie odbiera. - Jedzie, albo już gdzieś leży - od razu nasuwa mi się na myśl. Ruszam. Po kilku km dzwoni JZM. Niewiele słyszę, zły zasięg. Krzyczę do słuchawki, że fajnie, że żyje, ale ja jestem na ciemnym zadupiu i NIE MAM BENZYNYYYYY!!! Zaraz się zatrzymaaaam!

Jadę dalej. 46 km na rezerwie za mną... Po kolejnych 3 widzę stację. JEST! Wtaczam się z ulgą na oświetlony plac. Zajeżdżam pod odpowiedni dystrybutor. - O kurwa! - wymyka mi się drugi raz, kiedy czytam napis AWARIA na zawieszonej na ekranie karteczce. Adrenalina w sekundę wyrzuca mnie z Pumki. - Muszę zatankować! - krzyczę do pana w okienku - Muszę!!!. Ten niewzruszony wrzeszczącą babą, wzrusza ramionami. - Co Pani zrobię, benzyna nam się skończyła. Proszę jechać do następnej stacji. To tylko 6 km. - Nie przejadę 6 km! - wyrzucam z siebie. - Proszę spróbować - słyszę w odpowiedzi.

Siedzę w Pumce. Trzymam kierownicę z namaszczeniem i gadam - "Kochana Pumko, dasz radę, nie? Nigdy mnie nie zawiodłaś. Proszę, proszę - jeszcze ten jeden raz". Ruszam. Zapieprzam jak idiotka, jakby szybkość nie pogarszała tylko mojej sytuacji. Po 55 km na rezerwie zaczynam się trząść, wsłuchując się w ogłosy dobiegające z silnika. Po kolejnych 2 km widzę stację niewiadomego pochodzenia. Wszystko mi jedno. Podjeżdżam pod dystrybutor i niczym człowiek, któremu zostało kilka minut życia, rzucam się do tankowania (5,15 zł/l). Powietrze zaczyna ze mnie schodzić...

Nieco spokojniejsza dojeżdżam do Kielc. JZM mówi mi przez telefon, że jest już za Kielcami. Rozmowa się urywa - znowu coś z zasięgiem. Jadę dalej...

- O kurwa! - trzy razy jednego dnia to już dużo jak na mnie. - Ja pierdolę jaka MGŁA!!! W jednej minucie nie widzę już nic. Wilgotność 100%. Pasów brak, pobocza brak. Delikatna poświata przeciwmgłowego światła samochodu przede mną pozwala mi zgadywać, gdzie mam jechać. Dopada mnie moralny kac - Jak mogłam się zgodzić na coś takiego?!? Jak on pojedzie po lodzie we mge w takiej piździawie?!? Dzownię do JZM-a, ale nie odbiera...

Jadę 30-40 km/h. Wszyscy tak jadą. Po drodze kilka wypadków - jakiś Ford KA w rowie, groźnie wyglądająca kolizja... Nie jest różowo. Nie zauważam, kiedy kończy się odcinek dwupasmowy i chwilę jadę pod prąd. Nieco dalej podobna sytuacja sprawia, że prawie najeżdżam na wysepkę. - Dobra, koniec z wyprzedzaniem zawalidup - postanawam. Jakiś debil w jeepie siedzi mi na tyłku, oślepiając swoimi xenonami. Jedzie się naprawdę źle. A przecież siedzę w aucie... Dojeżdżając do Krakowa wpadam w megadziurę. Nasłuchuję czy mam jeszcze koło i czy jest całe. Wyobraźnia podpowiada, że zaczyna mnie znosić, że z koła wydobywają się jakieś stuki... Ale nie, po kilku km dalej jadę...

FINISZ!!!

Kiedy dojeżdżam do garażu JZM-a, SVałek już ładnie ustawiony koło swojej czerwonej siostry. Wyłączam silnik drżącymi rękoma. Idziemy na uspokajającą herbatę. JZM cały mokry. Jechał z otwartą szybką, bo mała prędkość i mgła uniemożliwiały zobaczenie czegokolwiek. Wspomina kilka rzeczy: - salutowanie przechodnia, który go zobaczył na moto w styczniu przy tej pogodzie, - ślizg nogi na lodzie, którą próbował się podeprzeć i wypadek, który zobaczył po drodze. Pijąc herbatę - odpoczywamy... Za dużo nie mówimy - na razie komentarze są zbędne. Jest 22:30 - muszę jechać do domu.

Po drodze we mgle łamię jeszcze klika przepisów, ale już mi wszystko jedno, chcę po prostu zakończyć dzień. O 00.00 idę spać. Padam z nóg, ale jeszcze do 2.00 nie potrafię zasnąć...

Następnego dnia dostaję od JZM-a SMS-a: "Śniło mi się, że miałem jakiś wypadek :) ale szczerze Ci powiem, że dawno nie zrobiłem czegoś "w tym stylu" i brakowało mi tego. Tak więc okazja była idealna. Co do zapłaty, to moja dziewczyna skomentowała nasz wyjazd tak: po takim czymś wisi Ci do najmniej loda :)"

Siedzę w pracy, morda mi się śmieje. Kac moralny ustąpił miejsca taaaakiemu zadowoleniu!!! Udało się, udało!!! Mam swojego SVałka, a i zimowa potrzeba adrenaliny została zaposkojona.

Tylko co z tym zadośćuczynieniem dla JZM-a...?

 

 

PS1: Bardzo przepraszam, że tak długo - musiałam się wygadać :P Może jednak ktoś dotrwał...

PS2: Tak - moja Suzuka zmieniła płeć - wole mieć faceta między nogami ;) SVałek daje radę ;)

Murka

Komentarze : 21
2011-08-09 22:54:57 Drewniacki

Zaglądam tu co jakiś czas, licząc na to, że pojawi się kolejny wpis. Bo Dziewczyno - naprawdę masz talent! Ale coś się doczekać nie mogę. Uaktywnisz się tu jeszcze kiedyś? Albo chociaż na forum moto-droga.pl?

2011-06-30 15:31:13 ~piotreg

a tam aaaga SV jest moim zdaniem świetna :)
tak jak mówi murka jest świetna do miasta i w trasy...

moja gleba to wypadkowa deszczu, gradu i kolesia, który z zaparowanymi szybami zmieniał pas... równie dobrze można było jechać na gs500 i podobnie by się skończyło bo tutaj chodziło o przyczepność (której nie było :D) ledwo stałem a co dopiero jechać :)

co ciekawe Murka Ty mówisz SV-łek jak SV-łka to chyba kwestia rocznika:P
no szkoda ale pewnie będą jeszcze inne okazje :)
my co jakiś czas spotykamy się na grilla na kryspinowie więc będę pisał :)

2011-06-30 14:01:51 Murka_

aaaga - to nie do końca tak :) SVałek jest fantastyczny, świetnie się nim jeździ po mieście i w niedalekie trasy (tak do 500 km). Ja osobiście jestem bardzo zadowolona. Oczywiście pewnie jak z każdym nowym sprzętem świeżaków, dopiero po jakimś czasie przekonujesz się, że manewrowanie nim w garażu to nie problem, że wcale nie jest taki duży, jak się na początku wydawało i że nie trzeba bać się zatrzymania pod górę i innych "mających duże oczy" rzeczy. ALE - pewnych grzechów świeżaków nie wybaczy nawet 250-tka ;) Trzeba ćwiczyć, jeździć, ćwiczyć, jeździć, wyrabiać odruchy, mieć oczy wszędzie... i jeszcze trochę szczęścia, żeby przeżyć, gdy jednak głupie błędy (twoich czy innych) się zdarzą.

2011-06-30 13:16:07 aaaga

a ostrzegali, ze sv to nie najlepszy pomysł na pierwsze moto

2011-06-30 10:08:50 Murka_

@Piotreg - ja też mam się czym "pochwalić" :D Nie wiedziałam, że kupiłeś SV.
Co do 9 lipca, to chętnie bym się z Wami wybrała, ale akurat wtedy planuję samotny wypad na moto do Białowieży - będę "polować" na żubry ;) Może inny termin?

2011-06-30 09:04:35 ~piotreg

U mnie... już po 1 szlifie:P jak się okazuje burza z gradem + starszy pan z vana wystarczą, żeby SV położyć :)

9 lipca planujemy z grupką pojechać do jakiś festyn do Węgrzyc Wielkich. jeśli jesteś chętna to mogę dać Ci znać kiedy i skąd lecimy :)

2011-06-18 11:42:31 murka_

Piotreg - a jak u Ciebie? Kiedy umówimy się na jakieś latanie? :)

2011-05-19 15:58:47 Murka_

Hej :) Nie ma wpisów..., bo chyba nie ma się czym chwalić :P Napiszę tak - dużo już wrażeń za mną - o taaak. Mam nadzieję, że wyczerpałam już limit i teraz będzie tylko do przodu i to w pionie :D Powoli zbieram doświadczenie i planuję wojaże ;)

M.

2011-05-18 12:01:22 'Piotreg'

No właśnie co się dzieje?? Mników był. sezon oficjalnie otwarty, a tu żadnych wpisów?

2011-04-05 23:48:49 Drewniacki

Murka, gdzie jesteś? Czekamy na dalsze opowieści :) Moto już chyba odzimowane?

2011-02-05 11:48:46 piotreg

od paź? tak późno ;) ja szukałem jeszcze zanim kurs zaczęliśmy, co narzeczoną doprowadzało do szału :D

jeszcze raz gratuluję zakupu, wracam oferty szukać :) i do zobaczenia w sezonie!

2011-02-03 16:54:25 Murka_

Dzięki za miłe komenty :)
@Piotreg - spotkanie? Pewnie! :) Ale najpierw muszę SVałka opanować, więc trochę czasu minie ;) Wyhaczyłam go na OtoMoto. Od października nałogowo przeglądałam wszystkie serwisy i widziałam różne "okazje". Nie dałam się namówić na moto z wcześniejszego ogłoszenia mimo dość długiej wycieczki, ale nie żałuję!!! Potwierdza się to, że trzeba cierpliwie czekać, a Twoja prawdziwa okazja Cię znajdzie!
Wbrew zapłaciłam mniej niż 12 tys.
Zdjęcia będą - jak je zrobię :D

Ajj - teraz tylko czekać na wiosnę!!!

2011-02-03 08:27:32 piotreg

miło zobaczyć taki wpis:) (mimo, że długi :P)

naprawdę się cieszę, że udało Ci się znaleźć swój wymarzony sprzęt!
od razu mówię, że chętnie go zobaczę na żywo!!! może jakieś spotkanie na placu KSM co by zobaczyć jak B. innym jedzie od Flinstonów? :D

Gratuluję zakupu i mam nadzieje, że będzie się sprawował! (tak btw ofertę znalazłaś przez jakiś portal, forum czy znajomych?)

2011-01-31 09:24:47 Michaliński

Szczerze się ucieszyłem jak zobaczyłem Twój wpis tutaj! ;) Takie przygody można czytać wiele razy i za każdym razem brzmią inaczej. Teraz tylko jakieś zdjęcia motocykla i motocyklistki i będzie gitara! ;) Pozdrowionka! :) M.

2011-01-31 07:47:14 morham

Całe ogromne stado przygód. To ja miałem dużo mniej pod górkę.

Ano - czekamy na jakieś zdjęcia - dodatkowo - rejestruj się na naszym fantastycznym forum moto-drogi.

2011-01-30 23:59:21 Mateuss

beebas.... "potwór" jest tylko jeden.... ducati monster !!

Gratulacje, takie przygody zdarzają się tylko raz....

2011-01-30 23:57:28 http://fan-moto.riderblog.pl/

Czuje moc Sv-ka tez poluje na podobny rocznik:D ciekawi mnie ile musiales zaplacic 13 tys czy wiecej? :) pozdrawiam

eh... tez chce takiego!!!!

2011-01-30 21:40:38 Boczo

Kurde! Przeczytałem jednym, zapartym tchem. Mnie przy jeździe zimowo-mglisto-wilgotno-oszronionej słowo na k wymyka się znacznie częściej.

2011-01-30 20:36:11 Drewniacki

Uff, dotrwałem... ;-) Ale warto było! Murka jak zwykle na wysokim poziomie.

2011-01-30 20:29:48 beebas

Gratki sprzęta :-) Dawaj fotki "potwora" :-)
A co do zapłaty to polecam jakieś wiaderko sorbetów - mniej kalorii mają a motocykliści muszą dbać o linię ;-)

2011-01-30 18:38:01 miszi

ha, no świetna przygoda. Czuć było tą dramaturgię :D dojadę do stacji czy nie dojadę? Czekamy wszyscy na fotki Twojego SVka i zapraszamy na nasze riderblogowe forum www.moto-droga.pl ;)

  • Dodaj komentarz